
Lubrykant to całkiem przydatna rzecz w sypialni. Sprawdza się świetnie nie tylko podczas zabaw analnych, ale także tych z wykorzystaniem różnych sex gadżetów. Ja potrzebowałem dobrego do mojego masturbatora z naszego sex shopu :)
Bo w tym przypadku bez dodatkowego poślizgu się po prostu nie „pojedzie”. Skoro stałem się dumnym właścicielem zabawki marki Fleshlight, pomyślałem, że najlepszym uzupełnieniem będzie jeden z dedykowanych lubrykantów z serii Fleshlube. A że nie bardzo wiedziałem, na który postawić – bo produkt jest dostępny w trzech wariantach – zamówiłem wszystkie. I teraz mogę je spokojnie ze sobą porównać. Każdy z nich daje zupełnie inne wrażenia.
Zacznijmy od podstaw. Fleshlube to lubrykant znanej i lubianej marki Fleshlight, która specjalizuje się przede wszystkim w masturbatorach. I to właśnie do zastosowania wspólnie z takimi zabawkami dedykowane są lubrykanty tego producenta sex gadzetów dla panów. Do wyboru mamy 3 wersje: Fleshlube Water, Flesjhlube Ice oraz Fleshlube Fire. Znaleźć je można w butelkach o dwóch pojemnościach – 100 ml oraz 250 ml. Wszystkie są lubrykantami na bazie wody. Wszystkie też zawierają substancje antybakteryjne, a także są hipoalergiczne i dostosowane do potrzeb skóry wrażliwej oraz podatnej na alergie. I zapewnienia producenta w tym zakresie się sprawdzają. Pomimo intensywnego testowania, nie miałem problemu z zaczerwienieniem czy jakimkolwiek podrażnieniem, a produkt z łatwością się zmywa po zakończonej zabawie.
Najlepsze Lubrykanty Fleshlight
Ok, to teraz przyjrzyjmy się każdej z wersji osobno – bo każda przynosi nieco inne doświadczenie.
„Ognista” formuła jest chyba najbardziej płynną wersją lubrykantu. Jego podstawowa własność to rozgrzewanie. W kontakcie ze skórą, daje uczucie przyjemnego ciepełka, które podczas zabawy i tarcia staje się jeszcze bardziej intensywne. Kojarzy mi się trochę z płynnym miodem, a przez nieco ciągnącą się strukturę, mam wrażenie że nie sprawdzi się najlepiej z masturbatorami o bardzo skomplikowanej strukturze wewnętrznego kanału, ale dla tych nieco gładszych – typu Tenga Flip będzie pasował idealnie.
Całkiem nieźle sprawdził się również podczas seksu analnego. Wytrzymuje dość długo i bardzo ułatwia tarcie, a właściwości rozgrzewające nadają doznaniom nieco innego wymiaru. Wydaje mi się, że sprawdziłby się również podczas masażu – zwłaszcza, że rozgrzewanie nie oznacza tu szczypania czy pieczenia.
Tu zamiast rozgrzewania, czekało na mnie przyjemne schłodzenie. Ice to chyba moja ulubiona wersja lubrykantu od Fleshlight. Gęstsza formuła i konsystencja, która sprawia, że zabawa staje się znacznie bardziej komfortowa, a do tego ten delikatny chłód, który w moim przypadku sprawił, że zabawa była jeszcze przyjemniejsza.
Lubrykant ma delikatnie wyczuwalny zapach mentolu, a uczucie chłodu podczas zabaw z masturbatorem czy seksu analnego jest niesamowite. A poza tym, formuła wytrzymuje długo po aplikacji, zapewniając odpowiedni poślizg nawet podczas powolnych i intensywnych zabaw.
Najbardziej „podstawowa” wersja lubrykantu. Przypomina mi wodę z lekkim dodatkiem czegoś, co zapewnia poślizg. Poślizg jest przy tym najlepszy ze wszystkich trzech typów lubrykantów Fleshlight, ale jakiegoś efektu „wow” nie dostrzegam. Jest dobry, ale fajerwerków nie ma. Najbardziej uniwersalny, choć mam wrażenie, że do zabaw analnych nadaje się gorzej niż dwie wersje opisane powyżej.
Reasumując, lubrykanty Fleshlight Fleshlube to fajne akcesorium dla każdego, kto lubi zabawy z masturbatorami. Wersja Ice jest moją ulubioną, ale to kwestia subiektywnych doznań. Tak czy inaczej, to produkt wart uwagi i swojej ceny, który spokojnie mogę polecić. Szczególnie, że te lubrykanty nadają się również do innych masturbatorów, które szczególnie mogę polecić jak np. Tenga, czy Kiroo.